Protestuję… przeciwko protestom

Pomimo, że internet i pozostałe media pasjonują się teraz głównie sprawą umowy ACTA, to nie jest to wbrew pozorom jedyna rzecz, przeciwko której obywatele chcą protestować.

Ceny paliw – jakie są, każdy widzi i pewnie każdy zgrzyta zębami tankując swoje auto. W sumie trudno się dziwić, że w takiej sytuacji ludzie chcą protestować, w końcu granica 6zł za litr benzyny PB95 staje się coraz bardziej realna.

Ja jednak widzę pewien problem. I nie jest nim wcale chęć protestowania (choć tu też mam pewne zastrzeżenia, o których później), ale forma…

Otóż wyobraźcie sobie, że parę osób wpadło na genialne w ich mniemaniu pomysły, polegające na:
a)blokowaniu autostrady A4 przez jazdę z prędkością 40km/h
b) blokowanie stacji benzynowych masowym tankowaniem za kilka groszy

Co w tym złego powiecie, przecież trzeba coś robić!
Owszem, trzeba, ale nie tak. Blokowanie autostrady wkurzy tylko jej normalnych użytkowników (chciałbym zobaczyć kierowców tirów w tej sytuacji, kiedy śpieszą się z ładunkiem) a okupacja stacji odbija się tylko na fizycznym i psychicznym zmęczeniu jej pracowników, nawet nie właścicieli…
Kiedyś były inne pomysły – np nie tankujmy x dni. Brawo dla geniuszy… Szkoda, że nie wpadli na to, że jak nie zatankują przez 3 dni, to zatankują czwartego dnia, bo im paliwa braknie. To samo dotyczy płacenia grosikami czy kupowania paliwa za 10-20gr. Jednodniowa zabawa, która utrudnia życie normalnym ludziom i nie robi żadnego wrażenia na tych którzy decydują o cenach.

I tu dochodzimy do sedna – kto i w jakim stopniu decyduje o cenach? Zaczynamy od ceny surowca – na nią my jako obywatele nie mamy wpływu. Potem dochodzą koszty produkcji itd itp – tu jak wyżej. W końcu mamy podatki – ok, tu możemy domagać się np obniżki akcyzy. Problem jest taki, że mamy kryzys, dziurę budżetową i inne plagi egipskie, więc państwo nie bardzo może sobie pozwolić na to, żeby zrzec się paru milionów zysku. A jak się zrzeknie, to pewnie odbije to sobie podnosząc podatki, więc wrócimy praktycznie do tego samego. No i ostatni składnik ceny – marża. Tu też można domagać się jej obniżenia, ale to nadal tylko kilka gr. na litrze, a w ciągu paru lat paliwo poszło o ok. 2zł do góry.
Tak więc my sobie będziemy protestować, a w międzyczasie Iran zamknie Cieśninę Ormuz i ceny ropy (wg przewidywań) skoczą o 25-30%…
Pytanie brzmi – co wtedy zablokujemy?

Żeby jednak nie było, że jestem tylko „na nie” – kilka kolejnych uwag:
1. cena paliwa w Polsce jest niższa niż w większości krajów UE, więc to nie w cenie paliwa jest problem, a w naszych zarobkach 2. jeśli protestować, to tylko tam, gdzie są ludzie decydujący o pewnych sprawach, czyli w Warszawie, pod Sejmem, ministerstwami itp. 3. protestować warto, ale tylko wtedy, gdy idzie za tym jakiś sens, a nie szczeniackie wygłupy.

Jestem ciekaw jak przebiegną weekendowe protesty i czy w ogóle zostaną zauważone przy obecnym stanie rzeczy…

A wszystkim nam życzę, mimo wszystko, tańszego paliwa i lepszych dróg.

Autor: Szczepan Wojdyła

Szczepan Wojdyła - z zamiłowania i powołania kierowca, z wykształcenia politolog, zawodowo zajmuje się reklamą. W chwilach wolnych od pracy pisze bloga i pracę doktorską. Kocha samochody - im starsze tym lepsze, podziwia włoska motoryzację i uwielbia prowadzić wszystko, co ma kierownicę i 4 koła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *