Ekologia. Czy na pewno?

Ostatnimi czasy bardzo dużo mówi się o ekologii w motoryzacji.
Ponoć auta za dużo emitują szkodliwych substancji, stąd trend żeby budować hybrydy, albo auta tylko na prąd.

Ja uważam, że to w większości bzdury. Jeśli chodzi o gazy cieplarniane, podobno stada krów na Ziemi emitują ich więcej niż wszystkie samochody. Hybrydy wcale nie palą 2 czy 3l/100km tylko w zasadzie tyle samo, co ich benzynowe odpowiedniki, tyle że są troszeczkę szybsze (oczywiście nie mam tu na mysli toyoty prius, ale chociażby nową hondę cr-z czy hybrydy infinity, lexusa czy nawet bmw).

Co gorsza ich budowa znacznie bardziej zatruwa środowisko. No i nikt się nie zastanawia co będzie jak się zużyją. Dziś oddajemy auto na złom, gdzie jest ono przetwarzane (albo i nie, u nas różnie z tym bywa). A co zrobić z hybrydą czy autem elektrycznym? Przecież nie zezłomujemy zużytych baterii, a one sam się też nie rozłożą, a zwierają przecież bardzo szkodliwe chemikalia. Na razie nikt się nad tym nie zastanawia, bo po co, ważne, żeby klienci kupili nowe auta, w dodatku droższe (hybrydy kosztują zauważalnie drożej niż benzynowe czy nawet dieslowskie odpowiedniki a najtańsze w pełni elektryczne auto – mitsubishi iMiev kosztuje ponad 100tys, choć jest wielkości matiza).

Ślepą drogą idą według mnie też producenci nowoczesnych diesli. Dlaczego? Montują filtry cząstek stałych (FAP/DPF) które utrudniają ludziom życie, bo eksploatacja auta wyposażonego w taki filtr w mieście, bez dłuższych przejazdów trasą prowadzi do bardzo szybkiej konieczności ich wymiany. Nowe technologie podawania paliwa – wtrysk bezpośredni, common rail itp, itd doprowadziły do tego, że ekologiczne i tańsze paliwo do diesli – bioester jest nietolerowane przez niemal wszystkie nowe konstrukcje i potrafi doprowadzić do ich uszkodzenia.

Żeby nie było, że widzę tylko złe strony dodam parę plusów trendów ekologicznych. Downsizing – sam w sobie mi się nie podoba (cóż nam zostanie, gdy odbiorą dźwięk silników V8?), ale idea dodawania sprężarek i kompresorów do małych silniczków już tak. Większa moc z tej samej pojemności – więcej frajdy z jazdy a spalanie nie zabija (choć też nigdy nie jest tak niskie jak obiecują producenci).
Nowością jest także idea silnika multi air Fiata. Jednostka o pojemności 0,9l, mając tylko 2 cylindry i z hydraulicznie sterowanym wzniosem zaworów jednostka może mieć od 65 koni mechanicznych do 105KM w wersji z turbiną (jest też wersja z turbo o mocy 85KM). Spalanie? Silnik 0,9 85KM o momencie obrotowym 140Nm (po wciśnięciu przycisku ECO 100Nm) ma palić około 4l/100km i emitować 95g CO2/km i wydaje się to realne.
Może więc właśnie to jest droga do sukcesu? Nie elektryczność czy olej napędowy ale nowoczesne, wysokowydajne silniki beznynowe?

„L” w miasto (wpis z 15.02.2011)

Samochody z literką „L” na dachu to temat rzeka. Jednak mieszkając stolicy województwa, gdzie wszyscy przyjeżdżają, żeby poćwiczyć przed egzaminem w WORD-zie, można oszaleć widząc ile ich jeździ.
Najbardziej rzuca się to w oczy w dzielnicach, po których jeździ się na egzaminie. Dziś rano jadąc przez opolskie osiedla ZWM (tzn obecnie osiedle im. Armii Krajowej ;)) i Chabry o godzinie 10:00 ok 25-30% samochodów to były „L”! Na różnych rejestracjach – Opolskich, Kędzierzyńskich, Nyskich, Brzeskich itd. Sytuacja, gdy jadą za sobą 2 lub 3 „elki” lub gdy jedna „L” ustępuje na skrzyżowaniu czy rondzie pierwszeństwa drugiej widzi się cały czas.
Ale w czym problem, ktoś zapyta?
Ja jestem dość wyrozumiały, bo pamiętam jeszcze jak sam jeździłem na kursie, pamiętam stres egzaminu itd. Jednak na dłuższą metę staje się to uciążliwe i dość niebezpieczne, bo ci uczący się blokują ruch. Rozumiem, że gdzieś muszą się uczyć, a najlepiej jeździć ulicami na których będzie się zdawać egzamin, ale trzeba wziąć pod uwagę innych użytkowników dróg.
Poza tym taki sposób szkolenia nie daje młodym kierowcom umiejętności poruszania się po drogach, a jedynie uczy kilku schematów na 2-3 poznanych skrzyżowaniach. Taki system może i pozwala na zdanie egzaminu, jednak na pewno nie ułatwia świeżo upieczonemu kierowcy jazdy po nowych, nieznanych mu drogach.
Czy widzę rozwiązanie? Chyba tak – więcej godzin jazdy po swoim mieście (tam gdzie szkoła jazdy) i to nie tylko po kilku utartych „elkowych” szlakach, ale wszędzie, po każdej najdrobniejszej uliczce i skrzyżowaniu. Wtedy znikną korki na ulicach miast, w których znajdują się WORD-y a także poprawi się wyszkolenie kierowców.