W końcu prawdziwa rajdówka!

Jak już pisałem ostatnio, po sprzedaży BMW moim celem był zakup prawdziwej rajdówki. Mogę zameldować wykonanie zadania, choć nie było łatwo 😉

Jak to zwykle w życiu bywa, dopóki nie miałem za co kupić auta, rajdówek był wysyp. Ok, może nawet nie tyle rajdówek, co ciekawych aut. Spory wybór egzemplarzy z klatką, albo z fajnymi swapami. Oczywiście jak tylko sprzedałem BMW, czyli zyskałem fundusze, niemal wszystkie oferty zniknęły. Oczywiście pomijam te, które były 300 kilometrów ode mnie i więcej, bo im dalej, tym ciekawsze auta były dostępne…
Muszę przyznać, że niezbyt wysoki budżet, jaki sobie założyłem w połączeniu z dość wysokimi wymaganiami nie ułatwiały znalezienia czegoś wartego uwagi. Jakie miałem wymagania? No cóż w zasadzie „tylko” klatkę bezpieczeństwa, fotele kubełkowe, pasy szelkowe 3″ i silnik w granicach 1,6-2,0. Mile widziane były też inne rajdowe dodatki.
Ostatecznie wybrałem się w podróż do Brzeska, by obejrzeć hondę civic. 250 kilometrów w jedną stronę. Auto zachęcało opisem: „Silnik d15b7. Komputer p06. Kubly bimarco.kierownica sparco. Pasy szelkowe.lekkie kolo zamachowe. Nowy rozrzad.oleje filtry zalany olejem castrol 5w30. Klatka bezpieczenstwa. Felgi 17tsw. Skrzynia krotka crx” i silnikiem 1.5, którzy rzekomo miał mieć 120KM, co w tej klasie i przy niewielkiej wadze auta wydawało się dość rozsądne. W rozmowie telefonicznej padła nawet deklaracja, że auto ma poliuretanowe tuleje zawieszenia.
Na zdjęciach wyglądało to tak:

(foto autorstwa właściciela auta)

Zdjęcie wrzucam celowo, dla przestrogi, gdyby komuś chodził po głowie ten egzemplarz. Generalnie teraz cena jest sporo niższa, niż gdy po niego jechałem, ale imho okolice 5 tys. złotych za to auto to i tak sporo za wiele.
Co więc było z nim nie tak?
Na początek pęknięta szyba. I to nie odprysk po kamyczku, tylko spore, rozgałęzione pęknięcie. Ok, dojechać tym do domu by się dało, ale już BK przed zawodami by nie przeszło. Czyli na dzień dobry trzeba by dołożyć z 300-400zł na wymianę szyby.
Do tego rdza. Sporo. Progi, nadkola… i podłoga. Spore dziury, na wylot. W środku woda. Sporo… Ok, niby rajdówka nie musi być idealna, ale tutaj było tego troszkę za dużo.
W środku niby ok, klatka całkiem spoko. Kubły bimarco, widać że już zmęczone. Pasy dla kierowcy 3″, dla pasażera już tylko 2″ Jacky. Kierownica sportowa, ale ale, co ja widzę? Obrotomierza brak. Niby pikuś, ale w aucie do upalania to instrument ważniejszy nawet od prędkościomierza. Niby wymiana zegarów to tylko parę groszy ale…
Do tego komputer, który radośnie dyndał sobie na kablach przy nogach pasażera. No cóż, można i tak 😉
Aha, poliuretanów oczywiście nie było, zwykłych tulejek zresztą też nie, bo niemal wszystkie były wytłuczone. Zawieszenie lekko obniżone.
A co pod maską? Silnik był wymieniany, bo jak stwierdził sprzedający w tamtym „zrobiła się dziura”. Na plus krótka skrzynia z CRX, która faktycznie była krótka. Na minus ogólne wrażenie pod maską i akumulator, który był 2 razy większy niż powinien (wymiarowo) i zupełnie nieprzymocowany zwisał, utrzymywane w zasadzie jedynie przez kable…
Ok, powiecie, przecież to tylko kosmetyka i wszystko da się poprawić. Niby tak, ale po pierwsze, chciałem auta, które będzie już gotowe do jazdy. A to nie koniec problemów.
Otóż proszę państwa, postanowiłem jednak, że przynajmniej się tym ustrojstwem przejadę. Oczywiście nie odpaliło, bo akumulator się rozładował. Na szczęście (a może nie?) miałem przy sobie kable, wiec udało się grata uruchomić. Silnik chodził nawet miarę. No to jazda. Wydech dawał po uszach rezonansem pustej rury, choć ogólnie nie był bardzo głośny, ale dźwięk miał bardzo nieprzyjemny. Nic to. Gaz w podłogę, krótka skrzynia, rwie asfalt? O, co to nie. Miało być 120KM, ale w pierwszej chwili pomyślałem, że tam jest maksymalnie 90KM. Potem wrzuciłem drugi bieg, znowu gaz w podłogę i moje optymistyczne założenia zredukowałem do maks. 70-80KM. Chociaż na zegarach 100km/h pojawiło się całkiem szybko, ale tylko dlatego, że były zgrane z dłuższą skrzynią 😉 Oprócz tego auto hamowało średnio, i ściągało na jedną stronę. Wracam i pytam właściciela czemu to nie jedzie. „Trzeba zmienić kable i świece, bo zapłon wypada, to pewnie dlatego”. Heh, wolne żarty… Po przyciśnięciu, gość stwierdził, że może to dlatego, że w komputerze jest już zrobiony program, przystosowany do głowicy z systemem v-tec, tyle że na razie nie ma takiej głowicy…
Jednym słowem nie polecam. Obecnie auto stoi za ok. 5000 złotych (wtedy było sporo drożej), ale moim zdaniem zupełnie nie opłaca się go kupować. Chyba, że ktoś kocha hondy, ale i tak znajdzie taniej lepszy egzemplarz. Aha, na odchodnym rozwalił mnie tekst sprzedającego, który stwierdził, że przecież nie wystawił tego auta za 10 tys. złotych, a przecież by mógł…
„A miało być tak pięknie” – chciałoby się zanucić.
No nic, wracamy. Po drodze jeszcze telefon do innego sprzedającego. Tym razem Astra GSi. Dzwoniłem dzień wcześniej, gość mówił że ma chętnego, ale nie wiadomo czy tamten przyjedzie. Dzwonię – aktualne. No to jazda. Auto stoi pod Oświęcimiem, więc w miarę po drodze do domu.

Pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre. Auto ktoś pomalował sprayem na biało (dach i maska czarny mat) i chyba od paru lat nie mył, bo brud wgryzł się w lakier i auto było w większości szare. Boczki drzwi latały dość luźno (za to w hondzie nie było ich wcale), drzwi kierowcy bez ogranicznika. Rdza – z prawej strony na tylnym nadkolu po prostu dziury wzdłuż rantu (zasmarowane byle jak szpachlą) z prawej strony też coś tam się przebija. Poza tym bez tragedii, podłoga i progi w sporo lepszym stanie niż w hondzie, a cena za auto o prawie 1000zł niższa. Jako ciekawostka – brak prawego lusterka.
W środku klatka dużo bardziej rozbudowana, z zastrzałami do kielichów, siatka na kaski, dodatkowy włącznik wentylatora, hebel, czyli główny wyłącznik prądu i włącznik do elektrowni na masce (której nie ma, ale jest doprowadzona pełna wiązka z wtyczkami). Oprócz tego podstopnica dla pilota, zamszowa kierownica sparco, zwykły ręczny na linkach do bębnów i dodatkowo hydrołapa na zaciski wpięta w obwód. Dla kierowcy kubełek sparco corsa, dla pilota sparco rev (zdemontowany, ale sprzedający dawał go razem z autem). Co ciekawe nie było pasów, ale szybko się dogadaliśmy, że jak coś to dorzuca 4-punktowe 3″ sabelty dla kierowcy. Przy okazji kolejna ciekawostka – w kabinie za miejscem dla pasażera podwójna, zewnętrzna pompa paliwa. W sumie nie wiadomo po co. Zapach paliwa gratis, zwłaszcza, że o ile szyba po stronie pasażera była elektryczna, o tyle po stornie kierowcy była zaklejona na stałe.
Pod maską nawet spoko. 2.0 16V GSi oryginalne (choć ponoć swapowana głowica albo silnik z kadeta), czyli C20XE, 150KM i 196Nm. Niby zmieniona mapa w kompie i oryginalny dolot zastąpiony „power cupem” ze stożkiem. Głowica coscast, czyli „ta lepsza”.
W zawieszeniu amortyzatory Bilstein B6 na „grubej ladze” czyli po prostu grubsze, zestrojone na dziurawy asfalt i sprężyny o delikatnym obniżeniu.
Jazda próbna na oponach z kolcami, bo na takich auto stało. Auto jedzie, nawet przyspiesza, chociaż dziurawy wydech strasznie pierdział, do tego rezonowała pusta buda i płyta pod silnikiem. Hamulce ok, zawieszenie też, przyjemnie sztywne, ale nie łamie kręgosłupa. Za to nie działał prędkościomierz, ale to szczegół.
Ogólnie byłem na tak, pozostała więc kwestia negocjacji ceny i dodatków do auta. Muszę jednak przyznać, że sprzedający był całkiem uczciwy i kwota którą chciał za auto również wydawała się uczciwa. Zgodził się jednak dorzucić wspomniane pasy, a także 4 felgi OZ F1 14″ z oponami, bo powrót autostradą na kolcach raczej nie wchodził w grę. Ostatecznie dostałem 2 stalówki i 4 OZ. Dodatkowo udało się zejść jeszcze o 200zł w dół z ceny wyjściowej.
W ten oto sposób stałem się posiadaczem pierwszej prawdziwej rajdówki 🙂

Pierwszą zmianą i inwestycją było brakujące prawe lusterko. Do tego przerzuciłem z innego auta alufelgi 15″ z oponami Federal 595SS 195/45/15

Pierwszy start już 21 lutego w Kamieniu Śląskim.
Do tego czasu muszę wprowadzić kilka poprawek, ale o tym w następnym odcinku..

Autor: Szczepan Wojdyła

Szczepan Wojdyła - z zamiłowania i powołania kierowca, z wykształcenia politolog, zawodowo zajmuje się reklamą. W chwilach wolnych od pracy pisze bloga i pracę doktorską. Kocha samochody - im starsze tym lepsze, podziwia włoska motoryzację i uwielbia prowadzić wszystko, co ma kierownicę i 4 koła.

2 myśli w temacie “W końcu prawdziwa rajdówka!”

  1. Wybór Opla nad Hondą w tym przypadku chyba nie dziwi. Trochę marnie wygląda ta rdza na błotnikach, ale jeśli to tylko blacha zewnętrzna to do ogarnięcia bez problemu. Ważne żeby elementy konstrukcyjne nie były zgniłe.

    Owocnych startów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *