Tuning czy „tjuning”?

Witam!
Dziś chciałem poruszyć temat tuningu. Nie chodzi mi jednak o zagłębianie się w teorię mechaniki, a o ustalenie czym naprawdę jest tuning i czym różni się od tzw. „tjuningu”.
Przede wszystkim rozróżnić należy tuning mechaniczny od wizualnego (optycznego).
Choć zapewne wielu się ze mną nie zgodzi, to uważam, że tylko mechaniczny można naprawdę nazywać tuningiem. Jego początków należy szukać w USA (od lat 50-60′ ubiegłego wiku) i Japonii (lata 70-80′). To tam zaczęto modyfikować silniki nie tylko do sportu, ale jako hobby, poprawiające osiągi pojazdów na co dzień. Tam też zaczęto produkcję części zaprojektowanych specjalnie po to, by poprawiać rozwiązania zastosowane fabrycznie.
Dla odmiany tuning optyczny istniał w zasadzie od zawsze, w końcu zawsze istniała w ludziach chęć upiększania tego co posiadają. W wypadku samochodów początkowo było to tylko malowanie (później obklejanie naklejkami) a dziś to zmiana kształtów części nadwozia czy wręcz ich zamiana na pochodzące z innych modeli.

Celem tuningu mechanicznego jest poprawa osiągów pojazdu. Podniesienie mocy i momentu obrotowego silnika, poprawa dźwięku wydechu i dolotu, utwardzenie i obniżenie zawieszenia, by auto lepiej się prowadziło, założenie większych, lepszych hamulców czy poprawa aerodynamiki – to wszystko można wg mnie nazwać prawdziwym tuningiem.

Tuning optyczny jednak moim zdaniem nie powinien być traktowany jako faktyczny tuning. Uważam, że doskonale pasuje tu określenie „personalizacja” – dostosowanie wyglądu pojazdu do gustu jego właściciela. Do tej kategorii zaliczam wszelkiego rodzaju przyciemniane szyb, zmiany we wnętrzu auta (za wyjątkiem odelżenia go i montażu klatki bezpieczeństwa), zakładanie alufelg (często w absurdalnie wielkich rozmiarach absolutnie niedopasowanych do możliwości samochodu), dokładki zderzaków, „hokeje”, obniżanie zawieszenia w sposób uniemożliwiający normalną jazdę, „naciągi” opon, brewki, reflektory „lexus look” etc.

Ok, kwestię definicji mamy już prawie wyjaśnioną – został jeszcze tytułowy „tjuning”. Pod tym określeniem skrywa się wszystko to, co można by określić mianem „przerostu formy nad treścią”. Dokładniej – auta wizualnie odrażające, obklejone naklejkami dostępnymi w marketach, twory całkowicie kiczowate i wskazujące na absolutny brak gustu autora.
Naprawdę, czasami nie wiem czy śmiać się czy płakać, widząc samochód (mniejsza o markę) poobwieszany marketowym śmieciem, przyozdobiony zderzakami/progami spod znaku szpachli & laminatu, do tego najlepiej brewki, światła led, neony, gigantyczne felgi, zawieszenie praktycznie nie istnieje, miska olejowa szoruje po asfalcie. Aaa, no i w tym wszystkim, przy wyglądzie jak prosto z „Fast&furious”, czy innego „Need for speed” pod maską silnik o małej pojemności i jeszcze mniejszej mocy, ledwo pozwalający na poruszanie się takim bolidem.
Który i tak utknie na najbliższym progu zwalniającym czy wystającej studzience kanalizacyjnej…

Ponieważ to mój blog 😉 to nie muszę się silić na bezstronność i grzeczność i mogę napisać wprost co
JA uznaję z tuning a co za mocne nadużycie tego wyrażenia:

TUNING:
– modyfikacja silnika
– modyfikacja układu dolotowego (za wyjątkiem stożków montowanych bez względu na długość i pojemność dolotu, dla samego dźwięku)
– modyfikacja układu wydechowego (jak wyżej)
– modyfikacje zawieszenia w celu poprawy zachowania samochodu o ile nie uniemożliwia mu to normalnego poruszania się (bawią mnie „podkręcone” auta, opuszczone tak nisko, że na zwykłej drodze nie są w stanie rozwinąć normalnej prędkości)
– modyfikacje układu hamulcowego
– zmniejszanie wagi pojazdu, montaż foteli kubełkowych, „bebeszenie” wnętrza
– itp. itd., generalnie wszystko co poprawia osiągi i parametry pojazdu

NIE Tuning (co najwyżej personalizacja):
– elementy ozdobne – zderzaki, progi, światła etc
– dodatkowe oświetlenie (led, neony)
– tuningowe kierownice, mieszki, gałki zmiany biegów, tarcze zegarów itd
– naklejki, malowania etc.
– „naciąg” opon
– felgi aluminiowe
– spoilery
– car audio
– dodatkowe wloty nie spełniające żadnej funkcji i ich atrapy

I jak tu zareagować, wchodzimy np na taką polską jazdę www.polskajazda.pl zaglądamy w kategorię „tuning” a tam… Za wyjątkiem rzadkich rodzynków, głównie auta ulepszone (choć czasem wcale nie jest lepiej niż było po wyjściu z fabryki ;)) wizualnie.
Fajnie, że ktoś lubi grzebać przy swoim aucie, tylko nie widzę potrzeby nazywania tego od razu tuningiem. Zmiana koloru czy dorzucenie jakiejś ozdoby (mniejsza już o jakość) dla mnie nigdy nie będą godne miana prawdziwego tuningu.

Czasem naprawdę warto się zastanowić czy montować coś do samochodu. Czy aby na pewno brewki (lub ostatnio coraz modniejsze monstrualne „rzęsy”) dodają autu uroku, czy może tylko wmawiamy sobie, że tak jest, wtedy kiedy inni się z nas śmieją?
Oczywiście, gust jest sprawą indywidualną i nie powinno się o nim dyskutować, jednak czasami jego brak jest tak dotkliwy, że aż trudno go nie wytknąć

Mam nadzieję, że nikt nie poczuł się tym tekstem urażony.
Zapraszam do komentarzy.
Pozdrawiam
//STax

Autor: Szczepan Wojdyła

Szczepan Wojdyła - z zamiłowania i powołania kierowca, z wykształcenia politolog, zawodowo zajmuje się reklamą. W chwilach wolnych od pracy pisze bloga i pracę doktorską. Kocha samochody - im starsze tym lepsze, podziwia włoska motoryzację i uwielbia prowadzić wszystko, co ma kierownicę i 4 koła.

Jedna myśl w temacie “Tuning czy „tjuning”?”

  1. … S-lajny i M-pakiety zakładane do diesla to też „pewna forma wiochy” uprawiana przez nowobogackich ignorantów ..:) – ale to też wina producentów, którzy żerują na chęci „wanna be” swoich ignoranckich klyentów 🙂 …
    jak nie stać na mocniejszy silnik to nie pozeruj….

    .. i tak najlepsze są :”sleepers-cars” (tzw. „śpiochy..:)…

    W naszym kraju generalnie bida, ale to nie usprawiedliwa dużej ilości „poseur-cars” (pozerowe auta) , bo przecie swojej wypaczonej estetyki nie ma obowiązku prezentować publicznie …:)

    Ale cóż to takie mamy czasy: „przerostu makekingu/formy nad treścią ..”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *